Wpierw była publikacja
Jak drodzy czytelnicy zapewne już
wiedzą z poprzednich dwóch postów, w ciągu ostatnich paru(nastu) miesięcy
przechodziłem najgorszy okres w procesie publikacji własnych badań naukowych. Tym
okresem było o dziwo ciągłe poprawianie napisanego już artykułu – przerabianie
tekstu, odejmowanie lub dodawanie materiału, zmiana formatowania plików. Wszystko
to w celu spełnienia specyficznych
wymagań kolejnych czasopism naukowych, usatysfakcjonowania osobistych
gustów redaktorów, dostosowania do aktualnej pory roku i ułożenia gwiazd na nieboskłonie.
Po, wydaje się, wiekach ciągłych przeróbek i nieustannej cyrkulacji pełnych
rozgoryczenia e-maili pomiędzy członkami teamu, udało się w końcu opublikować nasze badania w
internetowej wersji czasopisma Royal Society, zatytułowanej Royal Society Open
Science (link do publikacji: rsos.royalsocietypublishing.org/content/3/10/160514).
Mimo, że nie jest to czasopismo wydawane fizycznie, nasza praca znalazła się w
gronie bardzo ambitnych (i porządnie fundowanych) projektów badawczych. Ponadto
łatwy dostęp do publikacji doprowadził do natychmiastowego zainteresowania ze
strony szeroko pojętej „opinii publicznej”. Z dosyć nieoczekiwanym skutkiem…
Dziennikarze
Na cztery dni przed publikacją Dr
Jerry Herman, mój zwierzchnik z National Museums of Scotland, został dosłownie
zalany telefonami oraz mailami od dziennikarzy, którzy chcieli dowiedzieć się
nieco o naszych badaniach. Mimo, że mniejszego kalibru, dziennikarze ci byli
zwykle pracownikami poczytnych gazet oraz stron z wiadomościami. Choć też zdążyłem odpowiedzieć im na parę pytań, to
tak moja aktualna zmianowa praca, jak i
mieszkanie w Polsce sprawiły, że nie udało mi się zaistnieć ani w
Brytyjskich ani w Amerykańskich mediach. Na szczęście bardziej
doświadczonemu w tej materii Jerry’emu poszło znacznie lepiej, jeżeli nie
dosłownie śpiewająco. Udało mu się nawet w Good Morning Scotland, cyklicznym programie
„śniadaniowym” BBC Radio Scotland, wygłosić
parę słów o naszych odkryciach (7:48 19/10/16 - www.bbc.co.uk/programmes/b07y79h7).
Wiadomości o badaniach, wraz z paroma słowami od Jerry’ego, zostały także
wydrukowane w gazetach, takich jak The Times (19/10/16), Scottish Daily Mail
(20/10/16), Daily Star of Scotland (20/10/16) i The Press and Journal
(20/10/16) – których sumaryczny nakład wyniósł ponad milion kopii. W intrenecie również zaroiło się od różnego
rodzaju newsów - najbardziej
profesjonalny, cytujący też inne źródła, można zobaczyć na stronie BBC: www.bbc.com/news/uk-scotland-north-east-orkney-shetland-37699357.
Oczywiście, jak każdy współczesny
użytkownik internetu wie, jakość i rzetelność nie jest czymś powszechnym w WWW ; powiedział bym nawet, że jest rzadkością. Najczęściej
wiadomości podane na stronie BBC były po
prostu kopiowane przez inne strony internetowe, specjalistyczne bądź nie.
Jedyna wzmianka, którą znalazłem w języku polskim, była dosłownym tłumaczeniem
tekstu z BBC. Widać, że twórca nie spojrzał na właściwą publikację, gdyż zastanowił
by się wtedy, dlaczego aż trzy osoby spośród badaczy mają raczej polsko brzmiące
nazwiska… Suche kopiowanie rozeszło się jednak na cały świat – lakoniczne wzmianki
można było znaleźć nawet i na Japońskich oraz Koreańskich stronach.
Nie wszyscy jednak ograniczyli
się do kopiowania strony BBC, wypowiedzi z radia i paru tekstów pisanych. Fantazją
oczywiście musieli popisać się rosyjscy dziennikarze, którzy wypisywali o
„szaszłykach” z norników. I choć sam miałem kilka kreatywnych wizji w trakcie
badań to żadna z nich nie podchodzi nawet na milę morską pod takie rewelacje. Oczywiście próbowano też przeróżnych tanich
chwytów, by dotrzeć do potencjalnego odbiorcy. Jednym z najtańszych i
najskuteczniejszych jest oczywiście spektakularny tytuł. W tej materii na
szczególnie wyróżnienie zasługują: „Twoi
przodkowie i ich przysmaki” oraz „Pięć tysięcy lat temu biali ludzie jedli
gryzonie”(sic!). Pięknym jest zwłaszcza ten ostatni przykład, który doprowadził
do pyskówki na tematy rasowe w komentarzach pod wiadomością, całkowicie
wykolejając jakiekolwiek znacznie informacyjne tejże.
Były też inne, znacznie krótsze
wzmianki. Na twitterze parędziesiąt osób, zwykle o bardzo dziwnych
zainteresowaniach, udostępniło linki do publikacji. Tak samo facebook i inne
portale społecznościowe były pełne notek z odsyłaczami. W wielu przypadkach
linki okraszono krótkim komentarzem; średni standard tych wypowiedzi pozostawię
jednak bez komentarza…
Parę słów na koniec
Piszę te słowa, dopiero pięć dni
po publikacji badań i pojawieniu się najważniejszych
wzmianek o niej; w tym czasie wiadomości stały się już mocno przestarzałe – informacje o nowych pracach
naukowych zajęły już ich miejsce w portalach informacyjnych, a dziennikarze
gonią na złamanie karku za świeżymi kąskami. Dni te spędziłem jednak w
przyziemnej pracy, czując pewien rozdźwięk między tym co robię (przyjmowanie
kapryśnych gości hotelowych), a tym co osiągnąłem (porządne badania naukowe,
które nigdy by się w Polsce nie udały). Wzbudziło to we mnie pewną nostalgię za
czasami studenckimi i za dosłownie chwilę temu zakończonym wolontariatem. Na
szczęście sytuacja powoli zmienia się na moją korzyść; skontaktowałem się już z
paroma naukowcami zainteresowanymi badaniami w kierunku archeologii/
tafonomii/osteologii gryzoni. Zobaczymy gdzie jeszcze zajdę w życiu… i czy
jeszcze kiedyś moje badania będą tak znane jak teraz…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz