Edynburg,
miasto o ponad tysiącletniej historii i stolica Szkocji, oferuje szeroki
wachlarz interesujących atrakcji
turystycznych - począwszy od raczej sztampowego zamku na mocno ufortyfikowanym
wzgórzu, na muzeum Królewskiego College’u Chirurgicznego kończąc. To ostatnie, wypełnione
po brzegi trzymanymi w słojach (często zdeformowanymi) częściami ludzkiej
anatomii wywołuje u zwiedzających zachwyt, lub, u tych bardziej wrażliwych,
torsje….. Jednakże od ostatnich paru lat największą popularnością cieszy się
miejsce nie mające nic wspólnego z historycznym centrum miasta – a nawet nie
będące w ogóle elementem urbanistycznej tkanki Edynburga.
HMY Britannia, zacumowany przy terminalu portu w Leith |
Mowa tu
oczywiście o Her Majesty’s Yaht Britannia, ponad sześćdziesięcioletnim okręcie,
pływającym muzeum na stałe zacumowanym w
porcie w Leith. 126 metrowy jacht królewski o wyporności tysięcy ton i
tradycyjnym napędzie parowym został zwodowany w obecności królowej Elżbiety II
16 kwietnia 1953 roku w Clydebank, West Dunbartonshir, Szkocja. Statek spędził
kolejne czterdzieści trzy lata cały czas w rejsie, od portu do portu,
przepływając milion mil morskich – równowartość 46 okrążeń Ziemi. Ponad 250
członków załogi, wolontariuszy z Royal Navy służących z wielkim oddaniem
Rodzinie Królewskiej, dbało o sprawne działanie jednostki; niektórzy ponad trzy
dekady na tym samym stanowisku.
Widok na jacht od wejścia dla zwiedzających |
Jacht przewoził
królową oraz członków rodziny królewskiej wypełniających najróżniejszej maści i
treści misje dyplomatyczne w najdalsze zakątki świata. Idea „pływającej
ambasady” wynikała bezpośrednio z wielkości Imperium Brytyjskiego. Jeszcze w
latach 50tych pod rzeczywistą bądź symboliczną władzą korony znajdowały się
ogromne połacie Afryki, Azji, Ameryk i setki wysp na każdym oceanie świata. Król
bądź królowa powinni przynajmniej raz w ciągu swojego panowania odwiedzić każdy
element swojego Imperium, nie mówiąc o kurtuazyjnych wizytach w sojuszniczych
krajach czy ważniejszych negocjacjach, na których obecność głowy państwa była
wymagana. W trakcie eksploatacji jacht Britannia uczestniczył w 690 misjach
dyplomatycznych, m.in. w otwarciu Drogi Wodnej Świętego Wawrzyńca (systemu śluz
i kanałów pomiędzy Atlantykiem a Wielkimi Jeziorami) w 1959, był w centrum
wydarzeń podczas przeglądu Royal Navy z okazji Srebrnego jubileuszu (25 lat
panowania) a w 1994 służył za miejsce spotkania kilkudziesięciu przywódców
państw z okazji 50lecia lądowania Wojsk Sprzymierzonych w Normandii. Statek
przez przypadek wziął też udział w ewakuacji wojsk Brytyjskich z Adenu w 1967,
co dosyć jasno unaocznia szybko zmieniającą się sytuację w Brytyjskiej polityce
tamtych czasów. Ostatnia misja, w 1997, związana była z symbolicznym oddaniem
Hong Kong’u pod Chińską administrację. Wiele znanych osobistości miało okazję
spotkać się z królową i jej mężem
księciem Filipem na pokładzie tego statku jak i towarzyszyć im podczas rejsu –
wśród pierwszych gości był m.in. Dwight D. Eisenhower, weteran II wojny
światowej i 34 prezydent USA. Od lat sześćdziesiątych jacht miał też inne,
tajne przeznaczenie – w razie wojny jądrowej miał służyć jako mobilny bunkier,
ukrywający się przed sowieckim radarem na
wodach Szkockich zatok i jezior, osłonięty przez wysokie i strome
powulkaniczne wzgórza.
Sypialnia Królowej |
Statek
został odpowiednio wyposażony, by zapewnić wszystko, czego rodzina królewska
mogła potrzebować podczas swoich podróży dyplomatycznych. Najwyższy pokład
zapewniał luksusowe (jak na wielkość statku) kwatery dla Elżbiety, księcia
Filipa oraz wysokich rangą gości pary królewskiej. Prócz sypialni, każdej urządzonej pod gust właściciela, na pokładzie
znajdowały się także klasyczne biura. W trakcie podróży królowa zwykła czytać
pocztę (statek posiadał nawet własny urząd pocztowy), pisać listy oraz
wykonywać inne czynności wymagane od głowy państwa. Pomyślano także o wspólnej,
nieformalnej bawialni połączonej z otwartym tarasem, potrzebnej by rodzina
królewska mogła odpocząć od swoich obowiązków, zrelaksować się ciesząc oczy
widokiem bezkresu wód. Nie ma nic dziwnego, żadnej przesady w tej dbałości o
zapewnienie komfortu, funkcjonalności i niezbędnej intymności biorąc pod uwagę,
że większość swojego życia Elżbieta II i jej mąż książę Filip spędzili właśnie
na pokładzie Britanni’i, a nie w pałacach: Buckingham, Windsor czy Holyrood. Poniżej
znajdowały się bardziej reprezentacyjne pomieszczenia. Zwłaszcza oficjalna
jadalnia, która w razie potrzeby mogła być przystosowana do pełnienie funkcji
sali tanecznej, robiła na zaproszonych gościach wielkie wrażenie. Pośrodku
pomieszczenia stoi stół na ponad 30 osób, zaś ściany zostały gradualnie
zapełnione pamiątkami z licznych podróży; od ludowego rękodzieła po
technologiczne kurioza. Na rufie statku znajduje się także gustownie
wyposażony, obszerny salon, idealny do oficjalnych spotkań z dygnitarzami
obcych państw. Statek wyposażony był także w barkę królewską, którą
transportowano osoby z i do zacumowanego statku oraz luksusowy, reprezentacyjny samochód Rolls-Royce, własność
rodziny królewskiej od 1960 roku.
Salon spotkań |
Prócz już
wzmiankowanej poczty, statek posiadał także własnego lekarza-chirurga, dentystę
oraz przestronną pralnię. Dobór „usług” dostępnych na statku był ogromny, ale
nie wynikał tylko z obecności pary królewskiej. W razie nagłej potrzeby „cywilne”
statki Royal Navy mogły zostać szybko
zmienione w statki szpitalne.
Front nadbudówki
Brittanni’i mieścił główny mostek statku
jak i oddzielne pomieszczenie z kołem sterowym oraz pomieszczenia komunikacji
radiowej, nawigacji etc. Tuż poniżej znajdowały się kwatery kapitańskie, z
własnym biurem oraz oddzielną mesą do oficjalnych posiłków z wyższymi rangą członkami
załogi lub gośćmi. Dowódcom Royal Navy w stopniu kapitana bądź wyższym przysługiwał
także osobisty steward, odpowiedzialny za szereg różnorakich spraw – od prania
i prasowania mundurów kapitańskich po organizację i obsługę posiłków w
dedykowanej mesie. W pobliżu znajdowały się też miejsca spoczynku starszych
oficerów i przeznaczony dla nich salonik z własnym kominkiem, barem obfitującym
w różnego rodzaju trunki, telewizorem, szerokimi sofami oraz zestawami
rozmaitych gier. Na niższych poziomach statku można znaleźć skromniejsze
pomieszczenia młodszych oficerów, podoficerów oraz orkiestry honorowej. Podstawowe
marynarskie prycze nie były zbyt
przestronne, jednak i tak jakość zakwaterowania była tu znacznie wyższa niż na
przeciętnym okręcie Royal Navy.
Mostek kapitański |
Bawialnia starszych oficerów; w wentylatorze zaplątany pluszowy wombat |
Kwatery załogi |
Choć w
części użytkowej w ciągu czterech dekad eksploatacji wprowadzono wiele zmian, w
tym komputery oraz szeroko pojętą
cyfryzację, to maszynownia Britanni’i nigdy, od czasu zwodowania, nie była
modyfikowana. Zwłaszcza pod koniec eksploatacji, w latach 90tych, zaproszeni na
pokład jachtu goście nie mogli uwierzyć, że napęd parowy statku wciąż działał
bez zarzutu, kontrolowany przez ten sam system mechanicznych pokręteł i
zaworów; nawet koło sterownicze statku zostało w tym czasie wymienione na zupełnie
nowe.
Statek
został skreślony z listy Royal Navy w 1997. Paradoksalnie decyzja ta została
podjęta nie ze względu na wiek jednostki, ale z pobudek politycznych. Konserwatyści,
starający się o reelekcję, mieli wizję zastąpienia starego jachtu nowocześniejszym.
Laburzyści, którzy wygrali wybory, wyłączyli jednostkę z użytku nie zastępując ją nową z dwóch powodów: po
pierwsze chodziło o koszty, po drugie w dobie szybkich połączeń lotniczych i
sprawnie działających misji dyplomatycznych taką formę uprawiania polityki
uważali za staroświecką.
Mniej-więcej w tym samym momencie, po
referendum w sprawie autonomii, zaczął działać nowy, Szkocki parlament. Prawdopodobnie
w celu przypieczętowania i upamiętnienia tego doniosłego wydarzenia yacht
Britannia został przekazany jako dar i zacumował na stałe przy budowanym wtedy
terminalu portowym.
Od tego
czasu Britannia jest dostępna dla turystów przybywających licznie do Edynburga.
Średnio co roku ponad trzysta tysięcy osób odwiedza jacht, przechadzając się po
pięciu pokładach z kamerami i aparatami fotograficznymi, uważnie słuchając
audio-tour gide’ów (jest też opcja po polsku). Najwyższy pokład został
zaadoptowany na kawiarnię, aktualnie stale zapchaną osobami pragnącymi napić
się kawy bądź zjeść coś lekkiego podczas przerwy w zwiedzeniu. Choć jacht
wydaje się być zabytkiem minionej epoki, to trzeba zauważyć, że nawet okręty
muzealne Royal Navy muszą być zdolne do pełnienia służby w razie sytuacji
awaryjnej – Britannia w teorii mogłaby w ciągu 24 godzin wypłynąć jeszcze raz w
morze.
HMY
Britannia to jedno z moich ulubionych miejsc w Edynburgu, które polecam nawet
osobom średnio zainteresowanym statkami i żeglugą. Jeżeli nie wzdychasz do
zdjęć okrętów liniowych okresu dwóch wojen światowych to i tak znajdziesz na
pokładzie coś, co cię zainteresuje bądź zaintryguje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz